Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express

Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express
Poznań Jeżyce - Warszawa Praga Express


Anna Kołacka, Dawid Marszewski, Martyna Pająk, Klaudia Zawada, Kuba Bąkowski, Izabela Chamczyk, Krzysztof Franaszek, Irmina Staś, Paweł Matyszewski

Rafał Jakubowicz

Berlin-Warszawa-Express. Stacja: Poznań

Poznań z punktu widzenia obiegu artystycznego posiada, wydawałoby się, doskonałe strategicznie usytuowanie. Dwie i pół godziny jazdy pociągiem Berlin-Warszawa-Express do Berlina, trzy godziny do Warszawy. Coś jednak nie działa. Artyści i kuratorzy z Berlina jeżdżą oczywiście do Warszawy, zaś artyści i kuratorzy z Warszawy do Berlina. Ani jedni ani drudzy nie zatrzymują się jednak w Poznaniu. Rozpaczliwe gesty dyrektora międzynarodowego biennale pogłębiają tylko stagnację. Wszystkie próby stworzenia w Poznaniu, mieście o bogatych targowych tradycjach, targów sztuki, kończyły się spektakularną klapą. Większość galerii komercyjnych z jakimiś ambicjami już dawno temu wyprowadziła się z Poznania do Warszawy (choć mówi się, że wielu znaczących kolekcjonerów mieszka akurat, paradoksalnie, w Poznaniu).

Do niedawna funkcjonował mit poznańskiej uczelni artystycznej, ponoć najlepszej w Polsce, której wykładowcy też w większości dojeżdżają na zajęcia – z Warszawy, z Berlina (no i – rzecz jasna – z Mosiny). Ów mit poznańskiej Szkoły na naszych oczach traci swój blask. Zresztą już prawie nikt nie mówi na UAP „Szkoła”. Absolwenci poznańskiej uczelni, poważnie myślący o karierze artystycznej, zawsze stąd wyjeżdżali – do Warszawy lub Berlina. To tam trzeba mieć galerię i pracownię. Bo tam właśnie docierają znaczący kuratorzy. Poznań w związku z tym cierpi na kompleksy, i zewsząd słychać utyskiwania artystów, przeświadczonych o swojej fajności, której/których nikt nie dostrzega. Zazwyczaj prowadzi to do frustracji, która powoduje, że środowisko staje się wsobne.

Obecnie, gdy druga fala popierdala – parafrazując tytuł znanego obrazu Ryszarda Woźniaka, udający się z Warszawy do Berlina słynnym ekspresem, muszą być gotowi na to, że do pięciu i pół godziny podróży koleją będą musieli dodać dwa tygodnie kwarantanny. A i sama podróż w dobrze zaopatrzonym wagonie restauracyjnym, w którym często spotykało się znajomych, zrobiła się dość ryzykowna. Trudno powiedzieć jak długo w Nowej Normalności będziemy funkcjonować w rygorze sanitarnym z koniecznością dystansowania społecznego. Jedno jest pewne: w obliczu obostrzeń, rosnących wskaźników zachorowań, wprowadzania żółtych i czerwonych stref, zmieniania hal targowych i stadionów w szpitale, groźby kolejnego lockdownu, nie tylko wakacje nad Bałtykiem czy w Tatrach zyskały na atrakcyjności. Czas pandemii, gdy instytucje zmuszone zostały anulować międzynarodowy program oraz wymianę, to również czas odkrywania oferty rodzimej sceny wystawienniczej prowincjonalnych ośrodków, do których niewątpliwie należy Poznań. A także czas odkrywania życia w dzielnicach, w których mieszkamy i funkcjonujemy. Wydaje się, że długo jeszcze będziemy skazani na eksplorowanie lokalności.

Artyści nie przestali tworzyć, nadal potrzebują kontaktu z odbiorcami, nawet jeśli jeśli wystawy odbywają się bez spektakularnych wernisaży. Odbiorcy bardziej niż niż kiedykolwiek potrzebują kontaktu ze sztuką, wprowadzającą nieco nadziei w rzeczywistość, która stałą się obecnie wyjątkowo trudna do zniesienia. Dwuczęściowa wystawa POZNAŃ JEŻYCE - WARSZAWA PRAGA EKSPRESS idealnie wstrzeliła się w moment, w którym wyprawa do najbliższego ośrodka stała się nie lada logistycznym wyzwaniem, gdy wyjazd za granicę – chociażby tę dla nas najbliższą, zachodnią, stał się jeśli nie niemożliwy, to bardzo trudny. Lockdown oznaczał załamanie systemu wystawienniczego. Większość projektów wstrzymano lub odwołano. Prywatni galerzyści liczą straty. Wielu z nich zapewne nie przetrwa kolejnego lockdownu. Artyści zaś znaleźli się poza systemem pomocowym państwa, który po raz kolejny obnażył swą iluzoryczność.

Dlaczego poznańskie Jeżyce i warszawska Praga? Organizatorzy wystawy oraz zaproszeni artyści będą pewnie mieli mnóstwo historii poprzez które spróbują na to pytanie – ci drudzy za pomocą środków wizualnych – odpowiedzieć.

Dla mnie są to jednak przede wszystkim dwie dzielnice poddane silnej presji gentryfikacyjnej. Rzecz jasna w różnej skali. W gentryfikacji obu dzielnic od dawna już uczestniczą i galerie i artyści mający w nich swoje mieszkania i pracownie. Na Jeżycach mieściły się Galeria Pies (obecnie Galeria Dawida Radziszewskiego) i Galeria Stereo, które robiły co mogły, żeby się wypromować na promocji dzielnicy, np. organizując w 2012 roku Gallery Weekend (pomysł przeszczepiony z Berlina do Warszawy, następnie zaś z Warszawy do Poznania). Jeżyce promował, gdy jeszcze mieszkał w Poznaniu, związany ze Stereo Wojciech Bąkowski. Tak to już jest, że jako artyści jesteśmy pionierami gentryfikacji i doskonałymi kolonizatorami. Tam gdzie się pojawiamy – rosną czynsze, powstają hipsterskie kawiarnie i knajpy. Za nami kroczą czyściciele kamienic, spekulanci, instytucje finansowe i deweloperzy. A cenę zawsze płacą dotychczasowi mieszkańcy wypierani z własnych dzielnic. Czasami dzieje się to powoli, czasami przebiega w iście ekspresowym tempie (mówimy wówczas o supergentryfikacji). Nie ma sensu się nad tym rozwodzić, gdyż mechanizmy gentryfikacji zostały świetnie rozpoznane i opisane przez aktywistów oraz socjologów miejskich. Tylko w środowiskach artystycznych rozpowszechnił się gentryfikacyjny denializm. Zaprzeczamy, wypieramy albo „ogrywamy” gentryfikację używając różnych trików pojęciowych (mówiąc o lokalnych wspólnotach czy sztuce partycypacyjnej). Dlatego zdaję sobie sprawę, że ten fragment mojego tekstu będzie zgrzytem. Ale gentryfikacyjnego potencjału wystawy (i niebezpieczeństwa jakie się z nim wiąże) nie sposób przemilczeć czy też pominąć (jest on obecny już w tytule i niemalże wybija się na pierwszy plan). Nie wiem czy któryś z zaproszonych twórców podejmie się przepracowania tego problemu. Mam nadzieję. Trzeba jednak pamiętać, że artyści wolą raczej budować mitologie wokół swoich dzielnic niż je obnażać i dekonstruować. Niemniej, to dobrze dla Jeżyc, że artyści i kuratorzy z Warszawy i Berlina omijają Poznań, zupełnie jak gdyby nad miastem nad Wartą ciążyło jakieś wrogie sztuce współczesnej fatum. Procesu gentryfikacji i tak nie uda się już odwrócić. Ale może chociaż trochę spowolnić.

Kuratorzy: Agata Smoczyńska-Le Guern, Witold Zakrzewski

Organizatorzy: Jeżyckie Cetrum Kultury, Galeria Rozruch, Galeria Le Guern

Dotacja Miasta Poznania